piątek, 23 września 2011

Telewizyjni terroryści

Pisałem poprzednio krytycznie o komentującym siatkówkę Tomaszu Swędrowskim, zarzucając mu, że nie panuje nad emocjami hałaśliwie kibicując swoim. I to są niewątpliwie jego wady, których nie odwołuję. Jednak trzeba przyznać, że pan Tomasz to komentator mający trudną do przecenienia zaletę: zawsze jest w relacji na bieżąco, tu i teraz, dziejących się wydarzeń nie prześlepia, nie opowiada w tym czasie dyrdymałów na tematy oboczne, słowem – w oglądaniu nie przeszkadza.
Gdy z tego punktu widzenia ocenić większości jego kolegów „po fachu”, relacjonujących w różnych kanałach piłkę nożną, sytuacja wygląda wręcz tragicznie. Obraz rozmija się z komentarzem nagminnie, bo ocean gadulstwa bezustannie wręcz wlewa się w uszy telewidza. W  Canal+Sport np. mecze tzw. Ekstraklasy SA obsługuje na antenie co najmniej 2. a często nawet 3 „mówców”, bo jako eksperci współkomentują także byli piłkarze. Cała trójka prowadzi, naturalnie, nieprzerwany dialog. Ocenia wszystko, jak leci! Selekcji żadnej – najbardziej nawet kalekie zagranie rozbierane jest przez nich na czynniki pierwsze. Na boisku składnych akcji jak na lekarstwo, długimi minutami nie ma nic do komentowania nawet dla jednego delikwenta, a oni trzej bez przerwy klektają dziobami – trwa permanentne zdejmowanie pianki z gó…a (w takim piłkarskim badziewiu szczególnie lubi taplać się  Przytuła). Rafał Dębiński, Rafał Wolski, Jacek Laskowski, Tomasz Smokowski wieloletni pracownicy stacji, którzy powinni dbać o poziom tych relacji, bezmyślnie wdają się w głupawe rozmówki z siedzącymi obok – bardzo już skumplowanymi – Jerzym Brzęczkiem, Grzegorzem Mielczarskim, Krzysztofem Przytułą, Romanem Węgrzynem. Ci kiedyś kopali nawet nieźle, ale w miarę poprawnie mówić po polsku nauczyć się nie zdążyli. A że ich, nazwijmy to eufemistycznie, poziom ogólny też nie sięga szczytów, telewidzowie są współuczestnikami knajackich rozmówek kolesi z podmiejskiej piwiarni.
Osobny rozdział to Rafał Nahorny (liga angielska) i Leszek Orłowski (liga hiszpańska). Cytatami, statystykami, plotkami obficie paskudzą każdą relację. Niech tylko ktoś z tamtego  piłkarskiego światka choćby pierdnie, natychmiast  relacjonują to na antenie tak plastycznie, że „bąka” nie tylko słychać ale i dotkliwie jego przelot czuć. Nahornemu takich śmierdzieli w czasie jednego meczu naliczyłem kiedyś 150! Przy okazji: załóżmy, że 30 takich „ciekawostek” podał on z pamięci, ale pozostałe 120 musiał przeczytać z jakiegoś przyniesionego do studia nośnika. Jeśli tak, to co najmniej 60 min meczu umyka jego uwadze, bo w tym czasie czyta te bzdurne trele-morele! Podobnie jest zresztą z Orłowskim – plociuchem rodem z magla. Jak durna baba powtarza najbardziej szmatławe historyjki i cytuje bzdurne wypowiedzi.  Ileż to razy – gdy na ekranie Rooney, Aguero, van Persie albo Messi, Fabregas, Silva – chciałoby się krzyknąć im w twarz: zamknij się, nie przeszkadzaj oglądać ignorancie. Grzeczne to co piszę nie jest, ale obaj brakiem inteligencji i bezmyślnością przysporzyli już telewidzom tylu szkód i dyskomfortu, że zasłużyli na język jeszcze bardziej dosadny.
Podobnie zresztą jak Andrzej Twarowski. W jednym z ostatnich meczów Premier League – standardowo już – momentami rozdzierał gębę tak, jakby mu ktoś ucierał kogel-mogel z jąder. Takie ryki to w Canal+Sport chleb powszedni (Rosłoń, Laboga, Wolski) i nie są bynajmniej objawem sytuacyjnej ekspresji czy emocji lecz starannie ćwiczoną i reżyserowaną premedytacją – przecież olśnić kołtuna to bezcenne! Ale tym razem w sposobie wycia Twarowskiego była jakaś demonstracja, jakaś prowokacyjna ostentacja.  Darł się jakby to czynił na wiwat, na pokaz, dla dowartościowania się, jakby objawiał wszem i wobec: jak chcę, to będę wył nawet w 50.000-cach mieszkań i nikt nic mi nie zrobi, to ja i tylko ja decyduję jak się zachowam. Gdyby temu żałosnemu arogantowi poplątało język, to zostałby tylko durnym niemową!
W zakończeniu alarmuję! Rozmiary gadaniny na żenującym częstokroć poziomie przybrały już w Canal+Sport rozmiary monstrualne i stają się w tej renomowanej stacji wynaturzeniem. Poddawani zaś wieloletniemu terrorowi medialnych krzykaczy i ignorantów telewidzowie tracą cierpliwość. Dyrektora sportowego Jacka Okieńczyca ostrzegam: opamiętaj się Pan i przymknij dzioby tej kraczącej hałastrze. Bo wrzód narasta i kiedy pęknie jego smrodliwa zawartość obryzga Was wszystkich dotkliwie. Ze wszech miar zasłużenie, zresztą.

PS. Jeden krytyczny felieton na ten temat w jakiejś renomowanej gazecie mógłby w dużym stopniu sytuację poprawić, werbalną erupcję wyświechtanych frazesów i tandety przyhamować, wywołać powszechną dyskusję, potem wypracować standardy. Taki tekst nie ukaże się. Skumplowane środowisko o to zadba, iście złodziejska solidarność wciąż obowiązuje, omerta więc także.

Brak komentarzy:

Obserwatorzy

O mnie

Warszawa, Poland
Kibic sportowy